To, że gniazdo kalam niekiedy nie jest żadną tajemnicą dla nikogo, kto raz na jakiś czas odwiedzi moje, jakże gościnne progi. Sama jednak ojczyzna się domaga poniewierania i co tydzień dwa daje mi powody abym brwi srogo zmarszczył i się na nią zagniewał. Próbowałem zdobyć w kraju naszym płytę zespołu, który podług mojej wiedzy zdobył już uznanie krytyki. I co? I nic. Ani w sklepach, ani wysyłkowo przez łebsajdy wykołować się dzieła nie da. Musiałem więc ściągać płytę z krajów cywilizowanych (tak, tak – nie z neta; czasami, acz z rzadka lubię mieć materię do słuchania) i tydzień drugi już nadpływa zza wielkiej wody.
Takiej muzyki dzisiaj słucha młodzież ponoć:
To moje najzajebistsze odkrycie od miesięcy. Nie jest to Bach oczywiście, ale gdzież bym tam się snobował na te klawesyny i barokowe skale. Jeszcze bym w Boga uwierzył i by było. Zresztą, jakby istniał to napewno manifestowałby się w pszenicznym piwie i w czymś takim:
Albo w tym:
Chociaż, jakby ktokolwiek chciałby się manifestować w tym ostatnim musiałby być zboczeńcem.