Raz na jakiś czas budzi się w narodzie demon sprzeciwu. Jego powody bywają różne: marsz równości, „dni cipki”, dzień przeciwko karze śmierci. Naród równością się brzydzi, cipki to tylko pooglądać może na przeznaczonej do tego stronie internetowej pozostawiając ślad tego tylko na swoim sumieniu, a wyrok śmierci łaskawie wykonałby na tych, którzy organizują rzeczone imprezy. Moralne wzburzenie ojczyzny można obserwować na Salonie24, który jest barometrem lotnej i przenikliwej myśli narodowej. Istnieje kilka dat, które w kalendarzu oznaczają wicie Słomianego Luda. Jak tylko przełom lipca i sierpnia nadchodzi, to zostaje uwita kukła Woodstocku, co by w błyskotliwość słowa przyoblec swoje obrzydzenie wobec moralnej zgnilizny w Kostrzynie się kłębiącej. Jak tylko przejdzie koniec roku, to wnet Jurek Owsiak naród zaszczuwa i terror sieje nielichy, aby biedny Polak grosz zamiast na tacę, do puszki wrzucił, w celu sfinansowania wycieczki w Bergamuty pomysłodawcy akcji. Pozostając w terrorystycznej tematyce, oto nadchodzi dzień w którym „zieloni gówniarze”, jak to finezyjnie napisał bloger Stary Wiarus, szykują kolejny bunt przeciwko „zdrowemu rozsądkowi”. Bloger nie nazwał w te słowy pieszczotliwie gatunku żuczków, które pędzą swoje jestestwo na wiadomych zajęciach. Nie, nie. Tu chodzi o sprawę poważniejszą. Z pomocą spieszy narodu reprezentant, bloger Rymasz i mówi wprost, bez eufemizmów: ekoterroryści. Oto szykuje nam się godzina „Godzina dla Ziemi”. Wtedy właśnie bezczelni ekoterroryści, panienki i celebryty namawiają do zgaszenia światła na godzinę.
Skandalem jest samo w sobie to, że do Polaka apeluje ktoś inny niż ksiądz, wyposażony nie tylko w mandat Najwyższy, ale również w sumienie klarowne niczym górski strumyk, a wiarę gorejące tak szczerze niczym małego chłopca serduszko ufne. To nie tylko zamach na jego wolność i terror wymierzony przeciwko niemu, policzek, splunięcie w twarz i atak na mir domowy. Do tego jest to zamach na zdrowy rozsądek ponieważ, jak słusznie zauważył bloger Stary Wiarus, w żaden sposób nie przyczyni się akcja do redukcji emisji CO2. Nie znam się na prądologii, ufam więc ślepo w medytacje blogera. Nie ufam za to w jego skrupulatność, ponieważ organizator, WWF, dość, nomen onem, jasno zaznacza, że akcja ma znaczenie symboliczne.
Jeśli jednak blogerzy tak dumnie stają przeciwko marnowaniu czasu na głupoty, które i tak lepszego jutra, ani dnia dzisiejszego nie przyniosą, to ja wstąpię w ich szeregi i kilka jeszcze wymienię. Z całą pewnością bezproduktywne były wszystkie bunty robotnicze za czasów minionego systemu. Wymienię choćby pielgrzymkę z 1979. Bezproduktywny był również protest na placu Tiananmen w roku 1989. Tutaj, z całą pewnością moi koledzy przyznają mi rację – bezproduktywne i w istocie szkodnickie były burdy w Seattle w roku 1999. Oczywiście wymieniać można bez liku, ale najbardziej gryzące się ze zdrowym rozsądkiem są modlitwy o pokój i w intencji ofiar trzęsień ziemi.