Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego szczyci się mianem najlepszej placówki szkolącej dziennikarzy w kraju. Zaszczytny ten tytuł potwierdzany jest zarówno przez dyscyplinę, prostudenckie nastawienie, mentorski zapał psorów, jak również przez poziom intelektualny studentów. Dziennikarz, jak powszechnie wiadomo, musi otrzymać staranne wykształcenie, aby móc odpowiedzialnie wykonywać zawód, jak to się mówi, publicznego zaufania. Otóż z wiarygodnych źródeł słyszałem o debacie na jednych z zajęć, które odbyły się w murach rzeczonej świątyni wiedzy.
Jaka jest moralność dziennikarza, który pracuje w tabloidzie? Czy w ogóle można go nazwać dziennikarzem? Czy człowiek taki nie zatraca się w swoim zawodzie w poszukiwaniu łatwo sprzedających się newsów łamiąc przy tym życiorysy ludziom? O powyższe pytał zatroskany profesor, na co bystrzy studenci mieli odpowiedzieć, że przecież dziennikarz, to tylko praca i w zasadzie im osobiści kłamstwo dziennikarskie jest obce, a należy zaznaczyć, że część z nich, po otrzymaniu solidnego wykształcenia, objęła medialne stanowiska.
Być może niezbyt świadomie studenci Instytutu Dziennikarstwa przyznali, że dziennikarz to po prostu pracownik, a nie żaden tam informator. Część z nich zapewne czuje, że dziennikarstwo jest niczym więcej niż, jak nazwał to Zbigniew Brzeziński, tittytainment – cyckorozrywką, której zadaniem jest sprzedanie usługi możliwie szerokiemu gronu odbiorców. Część ze studentów pracując w mediach zapewne na zawsze pozostanie w błogiej nieświadomości ich mechaniki i będzie przeświadczona, że oto pokazują „całą prawdę całą dobę”. Czy dziennikarz tabloidu jest więc bydlakiem łamiącym życiorysy ludziom i okłamującym swojego czytelnika? Nie, dziennikarz tabloidu jest pracownikiem, który wykonuje swoje zadania w godzinach 8 – 19. Kiedy wraca do domu jest dobrym mężem i tatusiem, dobrym kumplem, który pożyczy pieniądze i z którym można napić się piwa.