Nieocenione źródło inspiracji, znakomity prawnik, znany logik (wyrok jest nielogiczny), bojownik o wolność słowa i demokrację, publicysta poważnego tytułu prasowego Łukasz Warzecha postanowił wziąć na tapetę kulturalny (chamski?) event organizowany przez feministyczne organizacje. Nadeszły nam oto „Dni cipki”, na które zapraszają Boyówki Feministyczne i UFA. Organizatorki, jak same twierdzą, chcą odczarować słowo „cipka”, wnieść nieco świeżości (o,o!) do dyskursu kobiecej seksualności, w ten sposób, żeby nie była ona traktowana li tylko w kategoriach medycznych lub wulgarnych.
Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że inicjatywa pogodna, zabawna, edukacyjna, przekuwająca balon pewnego tabu. To ostatnie czytając komentarze pod wpisem redaktora wydaje się, że jest niezbędne. Okazuje się, że sprawa ma swoje drugie dno, co dostrzegł sokolim wzrokiem znakomitego analityka publicysta. Warzecha, będąc również znakomitym psychologiem klinicznym, nader często orzekającym o stanie psychicznym swoich rozmówców uważa, że redaktorki, które zamieściły artykuł o rzeczonej imprezie mają nierówno pod deklem i najprawdopodobniej padły ofiarą choroby, która objawia się zamianą miejscami narządów płciowych z mózgiem.
W miesiącach wiosenno-letnich chodziłem na mecze futbolu amerykańskiego odbywające się na warszawskim Żoliborzu. Podupadający obiekt sportowy tuż obok basenów na Potockiej gromadził sporą publikę. W trakcie przerw każdego meczu pochłaniałem hot-dogi, aby jeszcze bardziej zatopić się w amerykanskiej kulturze. Do dzisiaj, kiedy jestem głodny mój umysł wraca pod budkę z agregatem w kolorach czerwono – biało - niebieskich. Było coś zabawnego w oglądaniu tej raczkującej, przeszczepianej na nasz, polski grunt aktywności. Jak większość kibiców nie miałem bladego pojęcia o co chodzi w grze. Po okrzykach sędziego sporo osób w zasięgu mojego wzroku zerkało na siebie pytająco. Czy nasi coś wygrali? Nie o to jednak chodziło, a przynajmniej nie tylko o to. Chodziło o fun, o coś nowego, o wiosenną zabawę. Pomimo tego, że taka aktywność była mi zupełnie obca, a bieganie za piłką, przewalanie się i ilość zawodników zakrawała, dla mnie, człowieka wychowanego w kulturze piłki nożnej, na absurd nie przyszło mi do głowy mówienie, że ktoś się z kutasem na mózgi pozamieniał, że organizatorzy imprezy są psychicznie chorzy, albo, że oto nadchodzi inwazja obcej cywilizacji. Do tego potrzebne jest pewne namaszczenie. Takie namaszczenie może być wynikiem pracy w najlepiej sprzedającym się dzienniku. W dzienniki, z którego można się dowiedzieć „czyją przyjaźń chciał zabić papier toaletowy”, „czyją miłość chciał zabić traktor”, „co komu zrobiło zgniłe jako” i „kogo chciały zabić termoloki”.
Komentarze