Bloger GPS.65 podjął interesujący temat kary śmierci i stosunku do niej Kościoła Katolickiego. Autor dość odważnie prezentuje poglądy wielu skupionych w tym miejscu katolików, którzy wspierają swoje sadystyczne inklinacje autorytetem Kościoła. Nie sądzę, aby cytowanie obszerniejszych fragmentów tekstu było w tym miejscu potrzebne. Wspomnę tylko, że autor powołuje się na zapisy Katechizmu Kościoła Katolickiego, które zostały jakiś czas temu wykreślone. Kościół wyzbywa się sadyzmu co oczywiście cieszy. Jeszcze trochę musi popracować nad niedyskryminowaniem, ale mam głęboką nadzieje, że nadejdzie taki dzień, w którym, podobnie jak w przypadku kary śmierci, okoliczności zmuszą kościół do zliberalizowania swojego stanowisko chociażby w sprawie In vitro.
Żeby więc raz na zawsze rozwiać wątpliwości katolików pałających rządzą mordu przytoczę fragment art. 2267 „Istotnie dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy "są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale."
Instytucjonalny Kościół Katolicki jest więc właściwie przeciwnikiem kary śmierci. Zastanawiające jest jednak dlaczego tak wielu katolików opowiada się za tą formą represji. Wydawać by się mogło, że wyznanie, w którym jedno z najważniejszych postulatów brzmi „miłuj bliźniego swego, jak siebie samego” nie może w żaden sposób łączyć się z surowym karaniem. Pogląd taki na podstawie obserwacji wydaje się jednak być mylny. Katolicyzm (ten mogę obserwować bezpośrednio) nie tyle wpływa na łagodzenie obyczajów, ile raczej na usztywnianie deklaratywnych stanowisk moralnych swoich wyznawców. Religia działa tutaj jako dystrybutor najwyższej Prawdy, a wyznawcy mają siebie za depozytariuszy moralności Jedynej. Działają – podług swojego mniemania – z namaszczeniem bożym, co napełnia ich przekonaniem o słuszności swoich moralnych sądów jednocześnie pozbawiając potrzeby kontaktowania się z rzeczywistością, ponieważ religia „udaje” stateczną niezmienną przez wieki strukturę. Wydaje mi się, że jej pozorna niezmienność przyczynia się nieodczuwania potrzeby konfrontowania swoich religijnych wyobrażeń moralnych (bo materialne wyobrażenia zagospodarowała nauka) ze źródłami.
Religii dzisiaj nie podobna więc już postrzegać tak jak robił niegdyś to Marks, czyli jako opium ludu: środka do uśmierzenia trwogi nędznej egzystencji, ale jako swego rodzaju katalizatora pierwotnych instynktów takich jak trybalizm, czy „altruistyczne karanie”.