ezekiel ezekiel
623
BLOG

Męcząca wolność, czyli o zobowiązaniach wobec przeszłości

ezekiel ezekiel Polityka Obserwuj notkę 58

Całkiem niedawno bloger Consolamentum stworzył notkę o wolności. O wolności do niepamięci. Sympatyczny narodowy socjalista zastanawiał się, czy wolność jest tylko dana, czy jest – jak mawiał klasyk – również zadana? Consolamentum, jak wydaje się, przystało na reprezentanta lewicy prawicowej, czy też lewicy patriotycznej wahał się, grymasił i zmagał się z targającymi go wewnętrznymi sprzecznościami. Czy wolność do jest ta „do”, czy „od”. Ostatecznie, acz nie bez nuty zawodu, konkludował bloger, że właściwie wolność nie może zobowiązywać. Wygrała więc, w tym wewnętrznym starciu, chyba ta lewicowa część autora. Dzisiaj podobny temat poruszył inny Krzysztof. Ten jednak nie ma żadnych wątpliwości. Wolność, o ile w ogóle ma dla tego blogera jakieś szczególne znaczenie, to tylko taka, która jest obwarowana wymogami. Wolność konstytuuje się będąc-pamiętana przez jej spadkobierców względem tych, którzy ją przynieśli. Inna wolność, to wolność pozorna i niepełna. Wolność „od” to nic innego jak chamskie buty depczące pamięć. W rozmyślaniach Ligęzy nierozłącznym elementem wolności jest pamięć i cześć.

 

Zostawmy na boku deliberowanie nad tym, czy ta „wolność” to wolność „rzeczywista”, czy tylko konstrukt, ewentualnie dyskurs będący przejawem najbardziej opresyjnej władzy, czyli takiej, której oczywistość stanowi jej najistotniejszą gwarancję. Pozostańmy na chwilę w sferze rozmyślań jakie zwykło się w Polsce uskuteczniać, gdzie wróg jest jasno określony i wszyscy wiedzą jaki ma kolor i skąd nadszedł i gdzie poszedł, ewentualnie pod jakim kamieniem się jeszcze kryje. No i co z tą wolnością? Czy ona nam została dana, czy zadana i dlaczego?

 

Istnieje oczywiście pewien sposób mówienia o wolności, w którym materializuje się ona tylko przez spełnienie odpowiednich warunków. I to jest stanowisko bliskie Krzysztofowi Ligęzie. Wolność jest tutaj umęczona ciągłymi hołdami składanymi na grobach tych, którzy ponieśli za nią ofiarę. W takiej optyce istnieje ciągłe napięcie między przeszłości i przyszłością. To wolność permanentnego pouczania o tym, że „naród bez przeszłości, to naród bez przyszłości”. IMFO (In my fucking opinion) to wolność bez przyszłości. Żadna to wolność – to celebracja przeszłości.

 

Nic w przyszłości zdarzyć się nie może, bo to co nobliwe już się zdarzyło i wyznaczone zostało intensywnością cierpienia tych, którzy złożyli ofiarę. Nie ma miejsca na zmiany, ponieważ byłoby to sprzeniewierzenie się Tradycji i Pamięci Narodu, a naród bez przeszłości to naród bez przyszłości. Przeszłość i przyszłość mieszają się, podług takiej wizji, w jednym kotle martwej historii (szara maź?) nie tworząc zmiany jakościowej. Egzystencja jest ciągłą kontynuacją. Przeszłość narodu jest jego przyszłością, a wszystko to dlatego, że przymusza nas do tego zadana wolność. Jeśli się tak nie uważa, no to tylko gromy na łeb delikwenta z moralnego piedestału.

 

Naród z pamięcią o przeszłości, to naród bez przyszłości. I tu chyba miejsce na wyznanie wiary – jestem progresywistą, wierzę w postęp i uważam, że moralność nie konstytuuje się przez pamięć, ale przez to czy ogół szczęścia (aj ta etyka ateistyczna) zachowuje tendencję wzrostową. Tym samym zupełnie neutralny etycznie jest dla mnie rozpad rodzin, spadki demograficzne, szarganie narodowych świętości (oczywiście do momentu kiedy  szarganie nie przybiera postaci palenia dzieł sztuki i niszczenia budynków), znikanie państwa narodowego. Świat społeczny toczy się jako proces, a wolność „do” będąca zobowiązaniem poczynionym u przodków uniemożliwia (o, o!) postęp. Na magrinesie można tylko odnotować, że wolność-jako-zobowiązanie się w historii nie sprawdza - zeszliśmy przecież z drzew.

ezekiel
O mnie ezekiel

Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu. Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach. Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka